#177069
Podłącze się do tematu i zadam pytanie. Profilaktycznie zleciłem mechanikowi wymianę popychacza przy 145 tyś. Ostatnio był on wymieniany przy 90 tyś. Dodam, że auto w momencie oddania auta mechanikowi pracowało zupełnie normalnie. Po wymianie nagle z auta zaczęły dochodzić stuki, zarówno na starym jak i na nowym popychaczu samochód pracuje tak samo źle. Po rozebraniu silnika mechanik zdiagnozował dwa porysowane wałki, a całą naprawę zawierającą 16 popychaczy zaworowych, 2 wałki, dźwigienkę zaworową, wariator, łańcuch z napinaczem, świece, olej i uszczelki wycenił na ponad 6,5 tyś zł (!). Z racji tej kwoty zrodziło się moje pytanie - czy możliwe, że mechanik wymieniając popychacz coś źle złożył? Jakim cudem auto wcześniej pracowało w pełni prawidłowo, a nagle do wymiany jest pół silnika? Nawet nie wiem jak podejść do tematu, mechanik twierdzi, że części był ze sobą "dotarte" i po wymianie popychacza dopiero wyszły wadliwie wyrobione elementy... Czy warsztat w ogóle może tak się bronić?